-

deszcznocity

O nieodłącznym elemencie krajobrazu słów parę

Dzień dobry,

mam na imię Łukasz i mieszkam w Anglii już 10 lat. Pomyślałem, że skoro obraz wart jest tysiąc słów, chciałbym zamieszczać zdjęcia obrazujące ten Zachód, do którego Polacy tak tęsknią. 

A zatem, zapraszam.

Odc. V

Nic nie jest tym, czym się wydaje

Część pierwsza

To jedna z najważniejszych lekcji, jakie dało mi życie w Anglii. Przyjeżdżając z innego kraju, myślałem schematami wyrobionymi w Polsce i wszystko tutaj wydawało się fascunujące. Minęło 10 lat od kiedy pojawiłem się w Wlk. Brytanii i z perspektywy tych lat pragnę opisać parę zjawisk, które z fascynujących zmieniły się w jak najmniej osobliwe, bardziej kuriozalne, jeśli nie upiorne. Niniejszym tekstem rozpoczynam serię odcinków pod wspólnym tytułem "Nic nie jest tym, czym się wydaje".

Wszystko już było, a w Anglii zaczęło się od (jakże by inaczej) reformy agrarnej - tzw. Statutu z Merton w 1235. Jak wiemy królowi Henrykowi III zawsze brakowało pieniędzy, a baronowie uchylali się od płacenia nowych podatków na wyprawy wojenne, tłumacząc się tym, iż ze względu na serwituty i lenistwo chłopów nie są w stanie zebrać więcej pieniędzy z dzierżaw ziemi. 

Odpowiedź Henryka III była prosta - czas na przekształcenia własnościowe! Ale zanim o nich, zarysujmy tło sytuacji ze strony chłopów.

Do IX wieku w Anglii używano pługów rzymskich, które nie przewracały skiby, lecz jedynie rozsuwały ziemię na boki. Z tego powodu aby uzyskać właściwe spulchnienie gleby orano ją dwukrotnie: raz wzdłuż pola, a następnie w poprzek już zaoranego areału. Do takiej roboty potrzebne były trzy pary wołów - angielska ziemia była/jest bardzo pracochłonnna i niskoproduktywna w uprawie.

Po najeździe Wikingów w IX w. tubylcy przejęli ich technologię - zaczęli używać wielkich i ciężkich pługów (łac. caruca) , które nareszcie pozwalały na przewracanie skiby, ale z racji wielkości i ciężaru wymagały pracy 8 wołów jednocześnie. Taki pług i te woły to był majątek - nie każdego chłopa było stać na utrzymanie choćby 1 woła, nie mówiąc opługu, do tego orka takim "zestawem ośmiowołowym" była najłatwiejsza i najefektywniejsza przy dużych długich połaciach ziemi. Do tego dodajmy jeszcze prosty fakt, że uprawa roli odbywała się trójpolówką. Bydło pasano na częsci, która ugorowała oraz dokarmiano sianem łąkowym.

Chłopi dzielili się na 5 warstw - freeholders (bogate włościaństwo - mieli swoją ziemię i mieli dokumenty fakt ów potwierdzający), copyholders (mieli swoją ziemię, ale umowa z landlordem była ustna), tenant farmers (dzierżawili ziemię od landlorda pod uprawę), chłopi bezrolni (mieli swój dom i ogródek i pracowali za dniówki na cudzej roli), squattersi (osoby, które rzekłbym pół-legalnie zamieszkiwały dany kawałek ziemi, ponieważ prawo w Anglii mówiło, że jeśli dom został na danej ziemi postawiony w czasie pomiędzy zmierzchem a świtem, to ludzi w nim zamieszkujących nie wolno było eksmitować, a domu zburzyć).

Ponieważ jakość poszczególnych kawałków ziemi była różna, sprzęt był drogi, woły były drogie w utrzymaniu, praca była sezonowa to chłopi samoorganizowali się w ten sposób, że ziemia była komasowana (coś jak nasze polskie wielkoobszarowe gospodarstwa rolne - folwarki) i uprawiana wspołnie a dwa razy do roku się spotykano - przed zasiewem ustalano, kto co wnosi do tego interesu i po żniwach się rozliczano z landlordem i między sobą. System działał, bo był sprawiedliwy dla wszystkich - tzn. nawet, jak nie miałeś ziemi, sprzętu, wołów, to dopuszczano cię do wspólnego stołu i w zamian za pracę byłeś w stanie wyżywić rodzine, bo działał efekt skali - ziemie traktowano jako jeden wielki areał w ramach danej własności landlorda. Do tego każdy miał prawo popasu na wspólnych łąkach i na ziemi ugorowanej oraz każdy miał prawo wstępu do lasu i polowania. Te wszystkie serwituty były zwyczajowe i nieskodyfikowane.

Ten system działał świetnie dla plebsu, ale dla właścicieli ziemskich okazał się pod uciskiem fiskalnym Korony finansowo niewystarczający. Przełom nastąpił w 1235 wraz z wprowadzeniem statutu z Merton, w którym król Henryk III zezwolił na parcelację gruntów (czytaj: dziką prywatyzację) pod warunkiem, że suwereni zawpenią dość pastwisk dla inwentarza parobków. Tym samym de jure wprowadzono prawo własności ziemi.

Ludzie, którzy nie mieli spisanej umowy dającej im tytuł własności, bądź dzierżawy ziemi od pana feudalnego, zostali bezrolnymi pracującymi za stawkę dzienną na farmach właścicieli ziemskich. Tym samym, wraz z parcelacją ziemi zmalała jej rentowność i produktywność - jak ktoś pracował za stałą stawkę nie na swoim, to miał mniejszą motywację, niż w poprzednim systemie. Jak ktoś miał mało ziemi, to przy trójpolówce nie miał szans się wyżywić. Również prawo pośrednio nakazywało wybudować (żywo)płoty odgradzające jedną własność od drugiej. Koszt budowy płotu okalającego był niewspółmierny w stosunku do potencjalnych, wątpliwych korzyści wypływających z takiego posunięcia. Pamiętajmy, że jeden z punktów statutu głosił zabranie serwitutów chłopom, co się przekałada na płacenie chłopa za materiał budowlany wyniesiony z lasu landlorda.

To wszystko było po to, by zwolnić część chłopów, spowodować większe bezrobocie, tym samym zaniżyć stawki dziennie, jak również re-negocjować czynsze i zacząć pobierać opłaty za korzystanie chłopów z lasu. Wkrótce jednak okazało się, że przez parcelacje uprawa roli w większości rozproszonych, rozparcelowanych kawałków ziemi okazała się nierentowna i wszystkie zabiegi obniżające koszty pracy, ku niedoli plebsu, okazały się przy wymaganiach podatkowych Korony niewystarczające. 

Na pomoc przyszły krosna poziome, których użycie wpłynęło w znaczący sposób na szybki rozwój tkactwa, a co za tym idzie na rozkręcenie koniunktury na wełnę jako surowca. Tak więc Anglia dzięki statutom z Merton przeszła z produkcji rolnej (wzrost roczny 0.2%) na produkcję wełny (ceny), a gros ludzi, którzy żyli z uprawy ziemi zostało bez pracy i bez prawa do korzystania z ziemi i lasu celem przeżycia.

Owce okazały się ważniejsze od ludzi. Te przemile wyglądające stworzenia stały się początkiem drogi, na końcu której były workhouses i pracujące w ciemnościach kopalni sześciolatki. Ale o tym będzie następnym razem.

1 wheat quarter = 217 kg

1 stone = 6 kg

3 szylingi za 6 kg wełny versus 4 szylingi za 217 kg pszenicy.

Jeśli się nie mylę, to jedna owca daje około 3 kg wełny. Pamiętajmy również, że angielska wełna potrafiła bić na głowę jakościowo oraz że owca wymaga małego wkładu pracy, a i areał nie gra specjalnej roli. Prosta kalkulacja.

To tyle na dziś, niebawem ciąg dalszy - rozwinę ten temat w oparciu o dane liczbowe. Dzisiaj muszę już lecieć do innych zajęć.

Dziękuję za uwagę.



tagi:

deszcznocity
27 maja 2017 18:22
9     2456    10 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

gabriel-maciejewski @deszcznocity
27 maja 2017 20:47

Super tekst. Dzięki

zaloguj się by móc komentować

Maryla-Sztajer @deszcznocity
27 maja 2017 21:40

Uczono w PRL, w szkole, o tej reformie  ,,owczarskiej ,, i też ja potępiano.

Nie pamiętam, czemu. 

.

 

zaloguj się by móc komentować

chlor @Maryla-Sztajer 27 maja 2017 21:40
27 maja 2017 22:43

W PRL osią edukacji była "dola chłopa". Dola nieustannie cieżka, aż do momentu powstania PGR. Może te owce pogarszały dolę chłopa? Albo cofały go ideologicznie, oddalały od marksizmu-leninizmu w kierunku kułactwa?  Nie sposób zrozumieć zawiłości nauczania historii w czasach PRL.

PS

Nie mam pojęcia pod czyim wpisem wyskoczy ten mój. To jakaś loteria.

zaloguj się by móc komentować

Maryla-Sztajer @chlor 27 maja 2017 22:43
27 maja 2017 23:17

Wiem, co konkretnie potępiano :). 

Dialektyka.  Reforma wynikała z podłości feudala/kapitalisty/..itd.

Żerujacego na, ,ludzie pracującym miast i wsi ,,

.

 

zaloguj się by móc komentować

chlor @Maryla-Sztajer 27 maja 2017 23:17
27 maja 2017 23:43

Jednak w zawiłościach systemu ziemiańskiego w Anglii nauka szkolna PRL słabo się orientowała. Coś tam było o rugowaniu chłopów z ziemi, ale nie jasno.

Na okrągło leciała dola chłopa polskiego. Dola chłopa u Mickiewicza, dola chłopa u Reymonta, i tak dalej.

zaloguj się by móc komentować

bunx @chlor 27 maja 2017 22:43
30 maja 2017 09:50

W Polsce w XX wieku hodowla owiec stopniowo zanikała. Przed wojną związane to było z rosnącą dostępnością tkanin maszynowych (wiadomo, samodziały wymagały ogromnego nakładu pracy), a po wojnie chyba już doktryną (promowaniem robotniczych miast) i odejściem od spożycia mięsa owczego. Dlatego też może owce może były na cenzurowanym jako wsteczniactwo i wieś pszenno-buraczana?

zaloguj się by móc komentować

deszcznocity @deszcznocity
30 maja 2017 14:34

Znalazłem książkę o średniowiecznej Flandrii i to jest hit sezonu. Parę wyimków:

Flandria na początku XII wieku sprowadzała wełnę z północy Anglii (z klasztorów), ale ostatecznie stworzyli swoje handlowe przedstawicielstwo w Londynie. Tak było wygodniej doglądać interesów w Anglii. Kiedy Londyn się zorientował o jakie zyski w związku z handlem wełną chodzi, najprawdopodobniej już od 1200, a na pewno od 1241 Flandria zawiązała Hanzę Londyńską z arystokracją. 

Anglicy sprzedawali wełnę do Flandrii a Flandria sprzedawała sukno Lombardii na targach w Szampanii. Średnie oprocentowanie na targach w Szampanii wynosiło 16-30%.

Aha, żebyśmy mieli wyobrażenie co to był handel wełną - Małgorzata II (córka Małgorzaty Plantagenet, królowej Szkocji) pożyczyła sobie w 1278 od "finansistów" z miasta targowego Arras w pn Francji jedyne £18600. Rocznie parobek zarabiał £9.

zaloguj się by móc komentować

bunx @deszcznocity
30 maja 2017 18:42

Z literatury przypadkowej:

W książce "Traditional knitting" Michaela Pearsona, wyd. 1985, 2015 napisano, że w 1571 wydano Cappers Act. Ustawa nakładała na każdego człowieka pokazującego się publicznie w nakryciu głowy niebędącym czapką (kapeluszem) wełnianą, wyprodukowaną w całości w Anglii z miejscowych materiałów, wykonaną przez członków cechu kapeluszników (? "cappers").

Chodzi mniej więcej o takie czapki: http://manchesterartgallery.org/collections/search/collection/?id=1952.342

Mniej więcej w tym samym czasie (1571 rok) wielebny Lee (szczegółowych danych osobowych nie podoano) wymyślił prostą maszynę dziewiarską. To było oczywiście nie po myśli cechom "wełnianym", więc oczywiście został wypędzony. Osiadł we Francji gdzie zmarł w nędzy.

Ta sama książka dostarcza pośrednio informacji o standardzie życia rodzin rybackich. Standard ten był oczywiście tragiczny, a rodzina utrzymywała się "na powierzchni" dzięki pracy (harówki) każdego członka rodziny, którego można było przyuczyć. Mężczyźni zajmowali się rybołóstwem, kobiety zaś robiły swetry na drutach na sprzedaż. Cena swetra na przełomie XIX i XX wieku wynosiła około 2 szylingów 6 pensów. Doświadczona dziewiarka mogła dorzucić do budżetu domowego około 6 funtów i 10 szylingów.

 

zaloguj się by móc komentować

bunx @bunx 30 maja 2017 18:42
30 maja 2017 18:42

Ustawa nakładała karę pieniężną oczywiście ("fine").

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować